Recenzja filmu

Ciemna strona (1991)
Adam Rifkin
Bill Paxton
Lara Flynn Boyle

Ręka ręce nierówna

"Ciemną stronę" można określić mianem słodko-gorzkiego seansu. Ze wskazaniem na ten gorzki posmak. Oto bowiem na końcu główny bohater zostaje z niczym, a ci, których miał za sojuszników, okazują
Marty Malt (Judd Nelson) jest nikim. Mieszka w obskurnym mieszkaniu wraz z narkotyzującą się sztucznym tlenem matką, pracuje jako śmieciarz w mieście tak brudnym, że jego widok może wypalić oczy. Jego tak zwana dziewczyna Rosarita (Lara Flynn Boyle) ma go gdzieś, będąc obojętną na to, z kim dzieli łoże, a jego najlepszy kumpel Gus (Bill Paxton), krętacz i cwaniak, udaje przyjaźń dla osiągnięcia swoich bliżej nieokreślonych celów. Największa jednak zmora Marty'ego to jego marzenie o zostaniu słynnym komikiem. Regularnie występuje on w lokalnym barze, prezentując swoje całkowicie nieśmieszne żarty. Jego tragizm polega właśnie na tym, że mimo szczerych chęci zrobienia kariery w branży, natura nie obdarzyła go nawet krztyną charyzmy czy scenicznej prezencji. Marty wiedzie zatem nieszczęsny żywot, czerpiąc wolę do trwania tylko z iluzorycznych fantazji o sławie i sukcesie. Wszystko zmienia się, gdy na jego plecach pojawia się pewien mały guz, który z czasem zaczyna rosnąć. Ta dodatkowa, niechciana część ciała staje się niespodziewanie przepustką do świata show-biznesu.

Autorem tej pokręconej historii jest Adam Rifkin. Jego dzieło zatytułowane "Ciemna strona" to jedyna w swoim rodzaju satyra, która światło dzienne ujrzała w roku 1991. I chociaż nie odniosła kasowego sukcesu ani też nie spotkała się z przychylnością krytyki, to z uwagi na swój surrealistyczny charakter oraz puentę zasługuje na odrobinę uwagi. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to wszechogarniająca atmosfera nierealności niczym z pogranicza snu i jawy. Buduje to na pewno dziwny świat. Wpływają na to zarówno lokacje, jak i zachowania postaci. Główny bohater pracuje jako śmieciarz w mieście, które wygląda jak jedno wielkie wysypisko śmieci, gdzie wszędzie walają się stare gazety. Tworzy to wręcz postapokaliptyczny klimat. Do tego wszędzie panuje brud, a większość pomieszczeń jest spowita w mroku. Przestrzenie te zapełnia korowód różnej maści wykolejeńców. Postacie są przerysowane i barwne, ale raczej w tym negatywnym sensie. Przykładem ich nietypowych zachowań może być kompan Marty'ego Gus, który cały czas tryska optymizmem nijak niepasującym do wydarzeń oraz okoliczności, choćby pozostając niewzruszonym faktem odnalezienia czyichś zwłok na wysypisku śmieci. Rifkin postarał się o to, aby wzbudzić w widzu mieszane uczucia oraz efekt obrzydzenia. Co ciekawe, pomimo tego obraz przypomina nieco w formie bajkę lub jakąś podobną przypowiastkę.

Silną stroną produkcji jest na pewno obsada. Przyznać też od razu trzeba, że występujący w niej aktorzy o znanych nazwiskach obsadzeni zostali w dość nietypowych dla siebie rolach. W dodatku wszystko wskazuje na to, że dostali od reżysera jawne przyzwolenie czy nawet polecenie, aby możliwie jak najbardziej wyolbrzymić cechy odgrywanych bohaterów. Judd Nelson, znany bardziej z ról buntowników czy szwarccharakterów, wciela się w fajtłapowatego nieudacznika, w swojego rodzaju freaka. Jego gra nie powala może na kolana, lecz zawiera wszystkie elementy, jakich należałoby się spodziewać w takiej roli. Bill Paxton z kolei całkiem udanie kreuje zwariowanego i nieszczerego akordeonistę o niestandardowych umiłowaniach kulinarnych. W obsadzie znalazło się nawet miejsce dla weterana Hollywood Jamesa Caana, który wcielił się w rolę uzdrawiacza o wątpliwych uprawnieniach. Uważne oko dostrzeże także w epizodycznej roli Roba Lowe, popisującego się charakterystycznym akcentem. Fakt, że Rifkinowi udało się zaangażować do swojego projektu tyle rozpoznawalnych nazwisk, jest wart uwagi, będąc atutem filmu. Możliwe, iż to nieszablonowa fabuła dzieła wpłynęła zachęcająco na wymienionych aktorów.

"Ciemną stronę" można określić mianem słodko-gorzkiego seansu. Ze wskazaniem na ten gorzki posmak. Oto bowiem na końcu główny bohater zostaje z niczym, a ci, których miał za sojuszników, okazują się cmentarnymi hienami. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że jego życie nie ma głębszego sensu. Ten nihilistyczny wniosek może być trudny w odbiorze dla współczesnego widza, bombardowanego zewsząd obrazami szczęścia i dobrobytu. Film posiada jednak przewrotny finał. Marty'emu ostatecznie udaje się rozśmieszyć ludzi, ale nie żartami, a swoją smutną historią. Nie jest tajemnicą, że to właśnie cierpienie bywa najśmieszniejsze, jak również to, że im bardziej się staramy, tym gorzej nam wychodzi. Lepsze efekty daje często zdystansowanie się i niepróbowanie z całych sił. Taki wydaje się mieć przekaz film Rifkina. Pomijając oczywiste prawdy o ludzkiej hipokryzji i fałszu oraz o brutalnych prawach kierujących przemysłem rozrywkowym "Ciemna strona" próbuje pokazać, że najciemniej jest pod latarnią, a to o czym marzymy, może być bliżej, niż się wydaje. Bohater koniec końców osiągnął swój cel, wywołując gromki śmiech. Można więc to nazwać jakąś formą umownego happy-endu.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones