Film nie porywa. Osoby które znają ogólny zarys sprawy nie dowiedzą się niczego nowego, nie dowiadujemy się niczego na temat psychiki, potencjalnych motywów Teda. Nie widać jego narcystycznej osobowości i manipulacji. Temat zbrodni jakich się dopuścił jest tylko pobieżnie przedstawiony. Większość filmu to historia miłości jego i jego drugiej narzeczonej oraz rozprawa sądowa. Zack Efron zagrał poprawnie, ale w brakowało tego widocznego szaleństwa i narcyzmu które widać chociażby na nagraniach z wywiadów z Tedem. Można obejrzeć z ciekawości.
Mam podobne odczucia. Szkoda bo temat bardzo fajny i mogli z tego zrobić naprawdę dobry film.
Zgadzam się. W ogóle nie została ukazana skala okrucieństwa jakiej się dopuścił, nic o sposobie wabienia i zabijania swoich ofiar, nic o tym kim były ofiary i w jaki sposób je wybierał. Jedyne co przekazał film to love story i wystąpienia w sądzie, nic o życiu Teda i próbie wytłumaczenia dlaczego robił to co robił. Duży zawód. Myślałam, że to będzie jeden z lepszych filmów tego roku (patrząc po zwiastunie), a wyszedł średniak.
W sieci jest mnóstwo dokumentów na temat Bundy'ego wyjaśniających jego motywy, sposoby działania i pokrętność psychiki. Reżyser chyba nie chciał nakręcić kolejnego.
Tylko pytanie co reżyser chciał nakręcić? Bo w sumie wyszło średnio, a mógł zrobić np. świetny dramat sądowy albo świetny film psychologiczny.
Wypowiem się jak zobaczę film, bo jeszcze nie widziałam :( ale poniżej jest fajna wypowiedź childofcinema :) może własnie chodzi o Elizabeth Kloepfer...
No właśnie, dobre pytanie. Na pierwszy rzut oka chciał nakręcić coś o tym jak media promują potwory montując ze wszystkiego lekkostrawny dreszczowiec z inteligentnym zaburzonym gościem w roli głównej. Aha, w między czasie wyszło jeszcze to, że kobiety lecą na bad boyów, a samotne matki są zbyt ufne w stosunku do nieznajomych... szczególnie, gdy smażą bekon ich dziecku w pociesznym fartuchu ¯\_(ツ)_/¯
Po wyjściu z kina zadawałem sobie to samo pytanie. Co ten film miał pokazać. Bo nie pokazywał nic. Co to miało być? Dramat? Thriller? Komedia? Słabo, naprawdę słabo. A więcej dramatu sądowego było w Sędzi Wesołowskiej.
To miał być film przybliżających sprawę, wiadomo, że jak ktoś się mocno interesuje jakąś osoba, to nic nowego nie dowie się z takich filmowych biografii.
Może inny film oglądaliśmy, ale tam było kilka razy wspomniane o wszystkim, czego twoim zdaniem w filmie zabrakło. Były opisy wabienia (udawanie złamanej ręki w gipsie, zaczepianie studentek na imprezach, podwożenie autostopowiczek) oraz dokładne opisy morderstw na sali sądowej (duszenie, bicie po głowie tępymi narzędziami). Wybór ofiar bazując na jego byłej, która go odtrąciła - długie kasztanowe włosy z przedziałkiem na środku itd.
bardo dobry film, Efron swietny w swojej roli, celem tego filmu nie bylo epatowanie okrucienstwem , ale przedstawienie historii widzianej oczami Elizabeth Kloepfer
Nie chodzi o pokazywanie zbrodni i drastycznych scen, ale odrobinę realizmu. Pokazano jakby Ted Bundy szczerze kochał Elizabeth, a prawda jest taka, że socjopaci/psychopaci/narcyzi nie są zdolni by kochać. Ted dwa razy próbował ją zabić, a kiedy uciekł z sądu nie zadzwonił do niej tylko do swojego prawnika.
sugeruję obejrzeć film raz jeszcze, bo wszystko to jest w filmie pokazane. W żaden też sposób nie da się wyciągnąć z filmu wniosku, że gość szczerze kochał Liz.
Kiedy były te dwie próby morderstwa Elizabeth? Oglądałam tylko film, dokumentu Netfliksa jeszcze nie. W dokumencie o tym było czy chodziło Ci o latarkę pod kołdrą i zaciskanie pieści przed seksem?
Nigdy nie probowal jej utopic. Okrutnie zartowal z kolezanki podczas wycieczki nad jezioro, a Liz raz wepchnal do wody z pomostu. Proby morderstwa w tym zadnej nie bylo.
Proba z dymem w mieszkaniu, nieudolna co prawda, ale rzeczywiscie miala miejsce.
Co do milosci, to ci ktorzy go znali, oraz autorzy ksiazek o nim, dosc zgodnie twierdza ze jesli w ogole byl zdolny do milosci, to jedyna osoba ktora kiedykolwiek kochal byla Liz. Kazdy moze sobie o tym zam wyrobic zdanie, w kazdym razie ich zwiazek byl znacznie bardziej skomplikowany niz pokazano w filmie.
No właśnie, ten film jest zbyt sielankowy moim zdaniem. Wiem, że psychopaci potrafią być czarujący, mieć dwie osobowości, ale trudno mi uwierzyć w skrajnie dobrego, kochającego i cukierkowego Teda.
Film jest na podstawie ksiazki Liz, pokazuje jak sprawa wygladala z jej perspektywy, kiedy nie wiedziala jaka jest prawda.
A psychopaci, w tym mordercy, utrzymujacy wieloletnie zwiazki i rodziny to nic niezwyklego.
Hmmm... Jeżeli to co zobaczyłes w filmie zinterpretowales jako szczera miłość, to chyba czas poszukać terapeuty.
Tam nie ma miłości, jest patologiczna relacja, z naruszaniem granic, manipulacja, nekaniem i całym spektrum innych, negatywnych rzeczy.
chyba ktos zasnał na filmie, oczywiscie,ze tego nie bylo ! sugeruję, by wypić dużą filizankę kawy przed senasem:)
Rzeczywiście szaleństwa w oczach nieco brak, aczkolwiek cały film odbieram jako próbę zaszczepienia w nas wątpliwości co do tego czy jest mordercą. Chociaż historia Bundy’ego nie jest mi obca, w pewnym momencie filmu zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno zabijał. Za to podniosłem o jedno oczko wyżej. ;)
Mam wrażenie, że to film nie tyle o Tedzie Bundy, a bardziej o mediach, złudzeniach, granicy między kreacją a rzeczywistością, medialnymi faktami a życiem.
Właściwie zaletą tego filmu jest, że nie za bardzo wiadomo, co z niego wynika, kto jest kim i co jest prawdą.
Dla mnie mocne, dziwne i niepokojące kino.
Cieszę się, że to nie jest kolejny emocjonujący i mocny thriller lub film, który pokaże nam "to jest bestia".
Niestety w tym wymiarze, na który słusznie zwracasz uwagę, film też ponosi moim zdaniem porażkę. Bo ten medialny wymiar zbrodni, robienie celebryty z okrutnego zbrodniarza, dziwny typ relacji łączącej członkinie swoistego fanklubu ze swoim guru, wykorzystywanie mediów jako narzędzia zarówno przez zbrodniarza, jak i przez aparat ścigania, itd. - wszystkie te wątki są LEDWO ZASYGNALIZOWANE, gdzieś mimowolnie napomknięte w filmie. A szkoda, że reżyser tego mocniej nie ugryzł, bo byłoby to ciekawe.
To nie jest dobre kino. Zgadzam się, że jest mocne, dziwne i niepokojące, ale tylko dlatego, że reżyser dał ciała i stworzył film, w którym przez ponad 1,5 h kibicujemy, współczujemy lub podziwiamy sprawcę, a kończymy wspomnieniem listy jego ofiar. Dla mnie to co najmniej dwuznaczny zabieg - mocny, dziwny i niepokojący, ale głównie w kontekście oceny pracy reżysera i innych twórców filmu.
Wydaje mi się że reżyser chciał tylko przedstawić film dla osób które w ogóle nie znają sprawy Teda i jego samego. Film miał zaintrygować i zaciekawić widza który nie zna w ogóle sprawy, i skłonić do refleksji i dalszego zainteresowania sprawą. Jeden z lepszych najnowszych dokumentów na temat sprawy to "Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy'ego (2019)" wszystko jest wyjaśnione od A do Z.
Zgadzam się, zdziwiło mnie, że film to jednak totalna wydmuszka. Nie pokazano nic z prawdziwych emocji. Szczególnie trudno było mi uwierzyć w wiarygodność kreacji Liz i Carole w wykonaniu Lily Cole i Kayi Scodelario - grały dorosłe kobiety, a charakteryzacja była co najmniej komiczna - obie jako urocze dziewczynki wyglądające na 16 lat z dodatkiem szpecących okularów abo chustki na głowie. Zac jak zac, wszyscy inni aktorzy wypadli ok i stanowili dla niego dobre tło, a on starał się urzekać - bezskutecznie. Scena kiedy patrzył na psa wilkiem była kiczowata... trochę jak dla typowej p. Halinki co plecie trzy po trzy - "no tak zwierzęta wyczuwają złych ludzi, ja pani mówię coś w tym jest".
Policja, FBI, Organa Ścigania - i pamiętajmy o rodzinach ofiar i krewnych Bundy'ego - nigdy nie zgodziłyby się na zrealizowanie filmu, który ukazałby Teda Bundy'ego, takim, jaki poznał go świat wtedy, gdy dowiedział się o jego brutalnych zbrodniach. Filmu nie oglądałem, na film się jednak niedługo wybieram. Podejrzewam, że skoro dostaliśmy bardziej psychologiczną, nastawioną na aspekty społeczne, rozgrywkę w filmie, to będzie to zapewne potwierdzeniem ku temu, że seryjni mordercy, to zjawisko ciche, o skali choroby, czy też wynaturzenia cywilizacyjnego, które jest niezwykle trudno wykryć; po prostu psychopatyczni zabójcy z perspektywy przeciętnego kowalskiego stwarzają pozory normalnej osoby, przyjaciela, czy kumpla z osiedla. Jest to fasada, gigantyczna zasłona, niczym ściana z ołowiu dla Supermana próbującego swym rentgenowskim wzrokiem zobaczyć co się po drugiej stronie takiej ściany kryje; to sztuczna tożsamość stworzona, aby móc realizować swoje wypaczone pragnienia i żądze.
Jest to zjawisko ciche, ale większość seryjnych morderców to odludki, dziwacy i osoby z marginesu społecznego. Pod tym względem prawa Teda Bundiego jest inna, chociaż nie wierzę, że jego maska normalnego człowieka nie opadała od czasu do czasu.
Tożsamość, którą Ted Bundy, czy inni znani seryjni mordercy, jak Ed Kemper, Gary Ridgway - a to tyczy się większości notorycznie postępujących, o różnym podłożu morderców - potrafili wykreować, aby móc zaspokajać swoje demoniczne żądze, perwersyjne, wynaturzone marzenia i fantazje, powinno traktować się, jako coś, co kontroluje ta pierwotna osobowość. Osobowość, która nakreśla się i ewoluuje od dzieciństwa do dorosłości, co w przypadku takich indywiduów skutkuje wyniesieniem innego zbioru wartości z życia, niż tyczy się to ,,zwykłych ludzi". Tożsamość ,,przyjaznego ziomka z sąsiedztwa", to dla seryjnego mordercy fasada, która podlega głębi podstawowej, rozwijanej od narodzin, osobowości. Jeśli chcesz nieco bardziej wciągnąć się w świat ,,seryjnych morderców" okiem psychokryminalistyki / psychologii klinicznej, polecam Ci książkę: "Profil Mordercy" Paula Brittona, która ma w sobie więcej ,,kryminału" i ,,dreszczyku emocji", niż najlepsze skandynawskie thrillery i kryminały. W swej publikacji, Britton porównuje seryjnego mordercę do daltonisty. Daltonista potrafi poruszać się po świecie, doskonale widzi zarysy przedmiotów i wie do czego służą światła uliczne, potrafi nawet rozmawiać o tym, że trawa jest zielona, a róże czerwone, ale nie wie, na czym polega sama idea zieleni i czerwieni. Zwyrodnialcy bez sumienia mordujący niewinne osoby mogą wtapiać się w tło, uśmiechać i nawet dostosowywać do wymogów sytuacji: udając emocję, lecz ich nie rozumiejąc, rozmawiać o moralności, lecz nie wiedzieć jak rozumie ją ktoś inny niż oni sami.
Mamy doczynienia z formatem filmowym, mocno ograniczonym w czasie. A jednak, mimo tak krótkiego czasu udało się upchnąć ogrom treści i emocji. Rewelacja film.
Spodziewałem się chyba za bardzo fabularnej wersji "Bundy tapes" i początkowo byłem mocno rozczarowany. Ale jak już złapałem, że będzie to w gruncie rzeczy historia z poziomu Elizabeth, to rozczarowanie minęło. Oczywiście było trochę zbyt dużo przeskoków, nie do końca rozumiem niektóre zabiegi montażowe, ale ogólnie to udane kino, a największego blasku dodaje mu kreacja Efrona.
Możecie powiedziec gdzie ten film widzieliscie ? W kinach ciągle go nie ma :/ a zależało mi na obejrzeniu.
Widać jego narcystyczną osobowość i umiejętność manipulacji. A tak w ogóle to film pokazany w dużej części właśnie z perspektywy Liz, dlatego wątek miłosny jest tak bardzo wyeksponowany.
Mam dokładnie takie same odczucia. Oczekiwałam czegoś więcej, niż tylko rozprawy czy relacji z jego partnerkami.
W całej tej historii najciekawszy był proces, przekonanie Bundego o własnej zajebistości i jego relacje z kobietami. Wszystko to zostało znakomicie ukazane w filmie. Mnie porwał.
to słabo oglądałeś ten film. Doskonale było widać manipulacje Teda oraz to że zachowywał się jakby grał w jakimś show. Był przekonany o swej zajebistości
faktycznie studium psychologiczne totalnie żadne. Film niezły ale czego innego oczekiwałam.
Chyba nie zrozumiałaś filmu. Obraz mordercy został pokazany tylko i wyłącznie z punktu widzenia jego dziewczyny, dlatego widzimy tutaj uroczego słodziaka, a nie psychola. Bo tak ona go widziała. Dlatego też nie zobaczymy jego szaleństwa w głowie, brutalnych morderstw- bo to wszystko działo się za jej plecami. Więc oczekiwanie, że zobaczymy tutaj Bundy'ego takiego, jaki był naprawdę jest po prostu nieporozumieniem.
W tym filmie nie ma żadnej historii, po KAŻDYM aspekcie tej sprawy film się prześlizgnął zostawiając w głowie pytanie WTF oraz ścisk wiadomego miejsca, kiedy pomyślisz co z tym tematem mógłby zrobić Fincher albo jak muzykę z lat 70-tych umieściłby w filmie Tarantino. Słabe wykorzystanie muzyki i liczne błędy montażowe przez zestawianie ze sobą kadrów użytych bez uzasadnienia, brak jakichkolwiek emocji, złe zbudowanie charakterów jak i relacji między postaciami. Dno.