Film niemal od początku prowadzi do konfrontacji Małpy-wyznawcy bomby. Czekałem, czekałem, a tam małpy maszerują, ci się modlą, co chwila jakieś bzdurne i niepotrzebne sceny zapychające film.
Modlenie się do bomby to jest jakiś absurd. Do tego masa nieścisłości. Po co ci od bomby przebierali się za ludzi? I dlaczego Brent szuka TAYLORA?!