Zwróćcie uwagę, że całkiem nieźle mu szło: od startu na stołku reżysera sytuowano go prawie co chwilę. Po "Godzilli" nikt mu nic nie powierzał przez zastanawiająco długi okres. Jakby to on urodził jeszcze "Niewidzialnego" to równie dobrze mógłby wyprzedać swoją kolekcję DVD, bo to byłby absolutny koniec jego kariery z filmem. "Pojutrze" już mu lepiej poszło.