Jak w temacie... Uwielbiam filmy sci-fi, naprawdę, nawet te sprzed 10-20 lat. Gdy słyszałam kilka
lat temu od Taty, że powinnam obejrzeć PLANETĘ MAŁP z 1968, to stwierdziłam, że raczej
niebardzo, bo to na pewno głupio-śmieszny film. No i gdy w końcu jakiś tydzień temu go
obejrzałam, zachwyciłam się, bo film jest naprawdę baaardzo dobry i wciągający. Szybko
obejrzałam kolejne 4 części i stwierdziłam, że twórcom tej serii należą się ogromne brawa.
Sądziłam, że charakteryzacja małp będzie żałosna (oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że film jest
dużo starszy ode mnie - jestem urodzona w 87' - przepraszam), a tu nagle okazało się, że
zachwyciło mnie w tym filmie naprawdę wszystko. Fabuła na plus, charakteryzacja również, nie
mówiąc już o samej grze aktorskiej. No i po tym wszystkim, co obejrzałam w 5 częściach tak
starej serii przyszedł czas na to coś z 2001 roku. Co z tego, że może i charakteryzacja i efekty są
dobre - wiadomo - możliwości większe, jak całość wypada po prostu marnie. Wcześniej
myślałam, że fabuła w wersji z 2001 jest mniej więcej ta sama, a sam film jest po prostu
remake'm z 1968. Gdy przeczytałam o czym jest ten film, już mi to zapachniało kiczem. No dobra,
w sumie mogłam to potraktować jako zupełnie inny film, ale twórcy mogli zmienić jego tytuł -
chociaż troszkę... A tak, nastawiłam się na słabiznę i słabiznę dostałam. Daję marne 3 - tylko ze
względu na jako takie dobre ostatnie 20-30 minut, dość ciekawe zakończenie i grę Tima Rotha.
Reszta na moje uznanie nie zasługuje. Minus za grę Bonham Carter - może i dobra aktorka, ale
mnie nigdy nie zachwyciła - a w tym filmie jest beznadziejna.
Nie chcę się czepiać, ale to brzmi trochę śmiesznie,cytuję "nawet te sprzed 10-20 lat". Mówisz tak, jakby to były jakieś zamierzchłe czasy. 10 lat temu no nie ma co, rzeczywiście, odległa epoka, a 20 lat temu, to już w ogóle prehistoria ....
Mi tam podobają się wszystkie (no może z wyjątkiem ostatnich z najstarszej serii, bo tam już wydziwiają), chyba kwestia gustu. Dla mnie kultowe, oryginalne i nostalgiczne. Pozdro!
No i masz ci los , a mnie akurat postać Ari zachwyciła no ale to rzecz gustu :)
Film Burtona jest bardzo dobry, i rewelacyjnie przetwarza problematykę filmów z lat 60. Zwróć uwagę, że tam ludzie w klatkach i małpy u władzy były alegorią stosunku ludzi do zwierząt. Film Burtona przeniósł ten klasyczny motyw na XXI wiek, jednak pokazał to w wersji bliższej polityce, na którą raczej nie można było sobie pozwolić w USA lat 60'. Tym razem ludzie są alegorią do czarnoskóych niewolników. Scena przy stole, gdy Małpy rozmawiają o swoim ustroju, to majstersztyk scenariuszowy w dziedzinie filmów o jakiejś cywilizacji, moim skromnym zdaniem :)
Tym samym filmem Tima zakończyłem wspaniłą przygodę z tą serią. Marzy mi się coś "odjechanego" w tym uniwersum, a byłaby na to szansa gdyby pobawiono się z motywem Planet of the Apes w futustystycznej przyszłości, gdzie faktycznie koegzystują z ludźmi na równych zasadach, a nie jak dotąd w każdym filmie - albo jedna strona dominowała, albo walczyli. Mam nadzieje że po realistycznej i przyziemnej trylogii Matta Reevesa, ktoś na to wpadnie, ponieważ nie wierzę że nikt nie odwieży za plus minus 10 lat tego uniwersum na nowo. Obawiam się jednak, że skoro teraz prawa do Planety Małp przejął Disney, mogą z tego zrobić coś w stylu filmów Marvela.
Film Burtona moim zdaniem jest najsłabszą wariacją na temat planety małp. Bo nawet akcja nie dzieje się na ziemi..., a sam film kończy się niczym.
ale mimo tego tę jeszcze nowszą serię (z Serkisem) chyba uważasz za dobrą? bo ja tak. rzeczywiście film Burtona brak kompletnie niepotrzebny, ale za to "Geneza..." i kolejne części są świetne...
To prawda, nowa trylogia jest super! :) Ale klimat oryginału i tak najlepszy. ;)
Oryginał z 1968 roku nie dość że ma bardzo dobry klimat zaszczucia i uczestniczenia w niemalże dla głównego bohatera w fantasmagorycznej wizji to ma cudowny twist fabularny który "działa" do dziś ponieważ to co widzi się na końcu zostawia nie jednego widza ze szczęką na ziemi.