Okazalo sie, ze az tak zle nie jest. Mimo iz to jeden z najslabszych filmow Tima Burtona, to oglada sie go z zainteresowaniem. Niestety nie czuc w nim tego specyficznego 'burtonowskiego' klimatu. Obawiam sie, ze rezyser byl mocno ograniczony przez producentow. Poczawszy od tego, ze wycieli chocby scene milosna miedzy czlowiekiem a malpa. Zreszta watpie czy Burton mial duzo do powiedzenia przy ostatecznym montazu. Bo film w paru miejscach irytuje, widac ze brakuje jakis scen laczacych to wszystko w spojna calosc. Podobno nakrecono kilka zakonczen, nie wiem wiec dlaczego producenci zdecydowali sie akurat na to, ktore mnie rozsmieszylo. Za duzo w tym wszystkim zbiegow okolicznosci, choc sama koncowka (2 ostatnie minuty) jakos wynagradza nam wczesniejsze 20. Juz wiadomo ze powstanie sequel, na szczescie wiadomo tez, ze Burton nie ma zamiaru go rezyserowac. Slusznie, powinien wykorzystac swoj talent na inne, lepsze filmy.
Z calego obrazu zapada w pamiec jedynie charakteryzacja. Doprawdy jest ona niesamowita, prawdziwa sztuka. Oscar praktycznie zapewniony. Poziom trzyma rozniez (jak zwykle) muzyka Elfmana. Natomiast efekty specjalne troche rozczarowuja. Podobnie jak sama fabula i gra aktorska. Mamy wiec kolejny nierowny film, mysle ze gdyby dac Burtonowi wolna reke powstaloby z tego cos znacznie lepszego. A tak troche szkoda, moze nie zmarnowanej szansy ale na pewno nie wykorzystanej w 100%.